piątek, maja 02, 2008

1 maj :|

Taki dzień, że się wszystko może wydarzyć... rano telefon czy jestem w domu i czy wpadam do Kobylańskiej, chłopaki od studia się nie odzywają to myślę, szkoda marnować tak piękny dzień...pakuję plecak i jadę w dolinki.

Wychodzę na ul. Poganów, idąc w dobrą stronę z wystawionym paluchem dochodzę do Zielonek...zatrzymuje się wreszcie tegoroczny maturzysta i podwozi mnie do Bolechowic...gorsza wersja dalszej drogi...bo na trasie przez Karniowice rzadko coś jeździ...ale cóż....idę dalej coś jedzie...wystawiam palucha...klakson i piski opon...myślę wariat a jest gorzej...Czarnecki z rodziną ... nie ma to jak złapać kumpla na stopa. Okazało się jeszcze, że jadą też zobaczyć się z Toruniem ;)


Namiot rozbity, cebula pokrojona, wszytko nabite na te szaszłykowe pręty, piwo smakuje lepiej niż zwykle...ogień się pali...brakuje tylko deszczu...ale nie ma problemu, wszystko da się załatwić...nawet kilkukrotnie...







p.s
fajnie, że macie dzisiaj fajną pogodę ;)