niedziela, października 25, 2009

sobota...


sobota była pracowita ale zarazem dość ciężka...warunki nie sprzyjające...wczoraj o 00:30 zdecydowaliśmy się nie zamulać w domu i wyszliśmy na miasto...lądowanie na raggach w BK okazało się całkiem słusznym posunięciem...aczkolwiek...dzisiaj cierpiałem na senność oraz ból głowy...nie mam pojęcia czy to biometr był niekorzystny, czy to może te 3 piwa wczoraj...ale było ciężko.




Pracowicie, bo robiłem zaległy plener ślubny Ani i Michała, potem retusz...retusz...retusz...który się ciągnie już dwa tyg bez przerwy...ale widzę już szanse odrobienia się z zaległościami i znowu będę miał czyste konto :)


btw...przeczyściłem i odkurzyłem kieva...10 filmów chłodzi się w lodówce i czeka na dobry temat związany z płcią piękną...może uda się coś zrobić po weekendzie...w sumie to już nie mogę się doczekać jak sobie zajrzę w kominek.






Moje życie jest nudne...więc jutro znowu plener ślubny i retusz, retusz, retusz...może pogoda będzie trochę mniej deszczowa to spacer z psem będzie przyjemniejszy :)

p.s
jazz jest szalony...