poniedziałek, lipca 31, 2006

"akcja na dwoje" pierwsza odsłona... Temat: "butelka wody"

pierwsza odsłona akcji AnD, ma ona na celu jak to London Lady napisala: "bo wzajemnie sobie pomagamy motywujac sie" jak czasem weny braknie to motywacja kogoś pomaga...

pierwszy temat "butelka z wodą"

pierwsze zdjęcie London Lady drugie moje...





P.S

i tak oto narodziła się nowa świecka tradycja...

czwartek, lipca 27, 2006

Król podwórka...

Ostatnio się mało dzieje...a może dużo...zależy pod jakim kątem patrzę...dużo pracy a mało czasu na kreatywne lenistwo...ten tydzień będzie pod znakiem kina...i godziny 18.30
Moja złość na świat powoli ustępuje...ale nadal ratunek niosą nieliczne miłe chwile.
Coś mi sie pojebało ostatnio w głowie...nadal jestem z dupy...ogólnie to brak słowa "Klawo"

Chciało by sie wrócić czasem do lat dzieciństwa i pobiegać beztrosko po podwórku....niczym sie nie przejmować...może spróbuje dzisiaj w nocy jak nikt nie będzie patrzył...

wtorek, lipca 25, 2006

delegacja...to za duże słowo...


...wróciłem w niedzielę wieczorem z Kujawsko-Pomorskiego...wyjazd bardzo sympatyczny...jak to zawsze momentami śmieszny, zaskakujący i irytujący...ogólnie czas naszej trójce minął sympatycznie...


podróż męcząca...w sumie w stronę Mogilna całkiem spoko, zdążyliśmy fartem na wejście do muzeum w Biskupinie, potem dość szybko oglądneliśmy nasz prastary gród...i szybki powrót w stronę Mogilna...


trzeba w końcu znaleźć nocleg...podjechaliśmy na pole namiotowe ale nie doczekaliśmy się na kierownika, zaczeliśmy szukać dalej...


...trafiliśmy w końcu na jakiś ośrodek kolonijny...przynajmniej tak to wygladało na pierwszy rzut oka...potem się okazało, że był to Protestancki ośrodek kolonijny goszczący młodzież rodzimą i przyjezdną z USA...prawie wszystko spoko...z piwem musieliśmy się nieco chować bo nie wolno...najbardziej jednak rozczarował mnie ksiądz kierownik...miał ekstra teorie o Cyganach...


...wg niego każdy Cygan to złodziej, wszystkie dzieci Romów uczą się kraść od małego, każda rodzina Romska ma 1 kg złota...normalnie jak to słyszałem to mnie już trzepało...ale z racji, iż korzystaliśmy z jego gościnności nie chciałem się wdawać w polemikę...skończyło by się pewnie niesympatycznie...miał on jeszcze kilka innych teori na inne tematy...zacząłem się zastanawiać nad tymi dzieciakami co były w tym ośrodku...na pewno są faszerowane jeszcze nie jedną mądrości klechy...szkoda gadać...


Poza tym, reszta super...podczas kolacji cały ośrodek zaśpiewał nam piosenkę, kąpaliśmy się w jeziorku, pożyczyliśmy nawet kajaki...bajka...rano jeszcze jedna kąpiel przed wyjazdem i do Mogilna na wyścig.


Byłem pierwszy raz na tego rodzaju wyścigu...klasa Masters...twarde dziadki nie bojące się rywalizacji...fajny klimat...w sumie nigdy nie oglądałem kolarstwa nawet w TV teraz miałem to na żywo przez pare godzin...


Powrót ciężki...cały dzień na wyścigu , całe popołudnie w drodze, wróciliśmy o 23.30 do domu...


P.S
Policja to lenie oraz wczoraj czyściłem parapety z gołębich kup...

sobota, lipca 22, 2006

Praktyka specjalizacyjna - klimatologia


Wróciłem z praktyk i zaraz jadę w Kujawsko-Pomorskie...w Mogilnie jest wyścig rowerowy...kurcze...można powiedzieć, że jade na delegację...
przy okazji może coś się uda jeszcze zobaczyć...nie byłem nigdy w Biskupinie czy w Gnieźnie...




Sama praktyka była w sumie taka sobie, nie jestem do końca zadowolony...nie nauczyłem się wielu nowych rzeczy...braliśmy udział w projekcie badawczym który ma na celu stworzenie nowego wskaźnika bioklimatologicznego...
Polegało to m.in. na staniu 4 h w lesie i mierzeniu temp. co 15 min...straszna nuda i jak dla mnie bezsens...można było zamiast tego zrobić naprwadę faję badania...ale trudno...



Ludzie z Bygdoszczy bardzo spoko...z gościami od nich po 1 dniu lepiej się dogadywałem niż z facetami odemnie po 3 latach...okazało się w sumie na ptaktyce kto jest jakim człowiekiem...z części wyszedł leń...z części wyszła ciota...a u innych potwierdziło się, że można na nich polegać...



P.S

ostatni zachód słońca...będę pamiętał...


poniedziałek, lipca 17, 2006

"urlopik"

Wczoraj robiłem na nockę...mycie okien z krzywego podnośnika nie jest czymś super relaksującym ale wreszcie miałem czas żeby popracować...skończyliśmy o 6.30 ... potem spałem jak dziecko do 13.30...
Potem byłem z Jankiem i Izą w Ogrodzie botanicznym...tam jest zawsze fajnie...porobiliśmy sobie zdjęcia...śmiesznie to dość wyglądało troje szaleńców z aparatami...

... teraz jade na praktyki specjalizacyjne z klimatologii...kurs numer 3250...kierunek Gaik-Brzezowa...mam nadzieję, że jak się zgubie i tam nie trafię, nie będę miał takiej kwaśnej miny jak ta dziewczynka...
tydzień w dziczy...pożyczyłem mały zestaw filtrów od Jana...więc nudzić się nie będę...poza tym zestaw osób, które wyjeżdżają tam ze mną nie będzie sprzyjał raczej wielkim rozrywkom...może sie uda troche wypocząć, złapać dystansu...no chyba, że przyjedzie ekipa z Bydgoszczy...to będzie pewnie pojednanie i alkoholizacja...ehhh


P.S


mam nadzieję, że przyjedzie ekipa z Bydgoszczy...

piątek, lipca 14, 2006

dzisiaj w menu było...

a w tygodniu:
wczoraj zakończyłem praktyki z GIS'u...dużo wcześniej niż powinniśmy, teoretycznie koniec miał być w sobote...ale sprawnie poszło...bardzo mi się podobało... w wielkim skrócie:
1. cel praktyki: sprawdzić jakie zmiany zaszły w terenie...porównanie starej mapy z obecną sytuacją.
2. najpierw przygotowaliśmy sobie podkład...zdigitalizowaną starą mapę wgraliśmy do GPS'a
3. wyruszenie w teren, mozolne kartowanie interesujących nas punktów...(30 stopni...gps w innej grupie odmawia posłuszeństwa...nasz się trzyma )
4. po dwóch dniach kartowania, zgrywanie danych do kompa
5. obliczanie poprawek...korekcja danych (błedy są rzędu nawet 30 m sporo...ale ogólnie nie przekraczają paru metrów...jak na gps całkiem nieźle)
6. zrobienie mapy
finito

efekt --->>>


troszkę naciągniete...troszkę niedopracowane...ale wykonane szybko...i najwazniejsze, że umiem to wszystko zrobić...czegoś się pożytecznego nauczyłem...
praktyka bardzo fajna...gdyby nie upał...nawalający sprzęt to było by wogóle super...
w poniedziałek zaczynam praktyki specjalizacyjne z klimatologii...Gaik-Brzezowa...zobaczymy

P.S

ostatnio coś jestem z dupy...

niedziela, lipca 09, 2006

...przesądy...

Zabobony sa fajne...szczególnie takie naprawde stare i oryginalne...
Kiedyś oglądałem w TV program o przesądach plemion afrykańskich...spodobał mi się szczególnie jeden, praktykuje go cały czas...
A więc...w Afryce wierzą, iż w skorupkach po jajkach żyją złe duchy...i przed wywaleniem do kosza skorupki trzeba ją zgnieść by je z tamtąd wypędzić...żeby wyleciały z domu i nie siały zła...



...a dzisiaj, prosze bardzo...wyszedłem na spacer i TRACH! spadło na mnie...ale jak to się ma do tego, że potem zobaczyłem wyniki ostatniego examinu i znowu w plecy??? ufff wrzesień będzie ciężki...

piątek, lipca 07, 2006

...Dolinka Bolechowicka...

Poszliśmy sobie z Kajtkiem się powspinać, w sumie to tylko On łoił ja sobie zrobiłem dzień restu...chłopak był wczoraj strasznie z drewna, sztywny jakby zbrojeniówke trawił...ale tłumaczył się jeszcze imprezą u Piórka...ehhh...śmiesznie było...


w sumie spoko... udało mu się zrobić po wielkich trudach dwie drogi RP, których wcześniej nie miał na koncie...
Idąc z powrotem, mijaliśmy małe poletko zboża, to chyba żyto było...i sobie tak przypomniałem jak strasznie nie lubie jak ktoś wyrzuca chleb...strasznie sie wtedy denerwuje. Dla mnie chleb ma specyficzne znaczenie...spełnia rolę pewnego symbolu życia i pracy... przewraca mnie w środku jak widzę czasem, jak ktoś wywala chleb do kosza bo jest już stary...ma np. 2 dni lub co gorsza 1...

Nie bedę już nawet pisał o jakiś biednych głodujących dzieciach gdzieś daleko...takie sa na całym świecie i daleko szukać nie musimy...wg. mnie Chleb jest pewnym symbolem...cywilizacja idzie do przodu, postęp itd. a Chleb jemy taki sam jak go wymyslili 11 tysięcy lat temu...
Jest jeszcze jedna rzecz związana z jedzeniem, która jest jeszcze gorsza...marnowanie mięsa...to tak jakby zabijać zwierzęta bez powodu...



P.S

a dzisiaj rano obudziła mnie Wróżka i powiedziała dzień dobry...

środa, lipca 05, 2006

...tequila sunset...


...oj wczoraj trochę namieszaliśmy...w sumie miałem pojechać do Piórczasa tylko na piwo...może błędem było, że kupiełem po dwa...mhhh


Stwierdziliśmy, że na trzeźwo żadne zdjęcie nie wyjdzie...więc wypiliśmy jeszcze winko...ale potem Piórczas wpadł na lepszy pomysł, smaki zrobiły swoje...Bloody Mary
Z racji, że nie mieliśmy soku pomidorowego trzeba było poczekać na następnego kolege...a w między czasie schłodzić tequile...


...o zachodzie słońca skończyliśmy złoty trunek...i po partyzancku uraczylismy się Krwawą Mary...dołączyli potem krewni i znajomi Królika...tak że było w sumie chyba z 15 osób...całkiem przyjemnie...bardzo po californijsku...jak na wakacjach...

niedziela, lipca 02, 2006

...


Kurcze...nie jestem w stanie napisać nic konstruktywnego...mam w głowie mały bałagan...

Może być tak, że znowu będzie trzeba poczekać na Wróżkę, która zamieni Pinokia w żywego chłopca...a w sumie Drewniany Chłopiec już zaczął ożywać i nawet podskoczył parę razy na swoich drewnianych nóżkach...


...może być mu smutno...
ale wie doskonale jak to jest z Tymi Wróżkami...
potrafią szybko odlatywać...