środa, listopada 29, 2006

środa...


biuro prognoz...campus...wykład w Maximum odwołany...northfish...filharmonia...



P.S
wyrypany...ale positiv'ka

wtorek, listopada 28, 2006

dzień...


Dzisiaj...wstałem i jak zobaczyłem mgłę, to od raz spakowałem statyw do plecaka...wieczorem zrobię dworzec we mgle...
Ale jak wyszedłem z domu...to wiedziałem już, że na seminarium nie pójdę...za pięknie było, z przystanku poszedłem prosto do lasu i na łąki...
Potem do Krk podwiózł mnie kumpel, załatwiłem reklamacje telefonu, mam czekać 2 tygodnie na odpowiedź, dostałem w zamian jakieś starego rzęcha, masakra...przez prawie cały dzień nie wiedziałem jak z niego zadzwonić...w końcu się udało.
Potem campus i Gis, w drodze na pedagogike poszedłem nad Wisłe, była piękna mgła...
Na końcu powrót pociągiem do domu...

P.S
zauroczony...

poniedziałek, listopada 27, 2006

lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu...


Często jest tak, że trzymamy coś w ręce a mimo to rozglądamy się za czymś innym, czymś lepszym i bardziej wartościowym. W końcu człowiek powinien się rozwijać...zmieniać na lepsze. Jednak nie zawsze się patrzy obiektywnie na dane zdarzenie i sprawę, czasem coś tylko z pozoru lepsze przykuwa naszą uwagę i pozwalamy by wróbelek odleciał.
A wróbelki są całkiem spoko, natomiast te gołębie to są zazwyczaj dmuchane albo wypchane watą i potem nic, tylko wielkie rozczarowanie...
P.S
Myśl, myśl....ważna decyzja, słuchaj tego co tam siedzi głęboko i mówi...

niedziela, listopada 26, 2006

zamglone...

...ale tam mgła wcześniej czy później opadnie i będzie ładna pogoda...

P.S
positiv'ka, wczoraj rtg do 6.30

czwartek, listopada 23, 2006

30 sekund

P.S
po 30 sekundach, człowiek zagląda z zaświatów...

wtorek, listopada 21, 2006

mgła...

nie chce mi się pisać, więc nie piszę...Wajda kręcił film i rozrzucał śnieg po rynku...
P.S
chcę kwadratu z morzem...

środa, listopada 15, 2006

pocztówkowo...


Odkrywam zaletę RAW...ostatnio nawet PS nie odpalam, tylko ustawiam RAW'a w programie z płyty...

P.S
Dzień bez kawy...pierwszy podpis na zdjęciu...

wtorek, listopada 14, 2006

moja 50'tka...

Fajny dzień dzisiaj miałem...
Kupiłem canona 50mm 1.8 II, od razu zalożyłem...i poleciałem testować na miasto.
Pierwsze wrażenie i odruch - ręka szuka zooma. Nie ma lekko trzeba się nachodzić i pomyśleć...
Widząc, że troche na siłe kombinuję i szukam celu, zamknąłem sprzęt w torbie i ruszyłem przed siebie. Odwiedziłem Kaśke a potem podreptałem do Bunkra Sztuki na World Press Photo, spędziłem tam 1,5h i pomyślałem, że trzeba wiać do chaty, bo coś kiepskawo się poczułem.
Idę sobie taki uśmiechnięty, w głowie mi migają świetne portrety ludzi, które widziałem na wystawie (to one zrobiły na mnie największe wrażenie). Szczęśliwy, że mam nowy obiektyw, uśmiechałem się do ludzi i szedłem prosto na PKP.
Nagle, widząc moje zadowolenie, podszedł do mnie wesoły pijaczek i spytał czy nie mam troche kasy na wspomożenie. Myślę - " przed chwila w sumie wydałem 400zl na obiektyw wiec mogę coś tam rzucić chłopom na wino"...i nagle myśl - "dobra ale zrobię wam zdjęcie!".


I zrobiłem tylko 6 zdjęć...w domu gdy zobaczyłem efekt, byłem pierwszy raz bardzo zadowolony...każde mi się podobało.

P.S
dzisiaj "dzień prezentów" miałem, najpierw płyta od Kajtka, potem szkło, w domu czekała paczka z czytnikiem pamięci no i najważniejsze - zdjęcia...ale w naturze nic nie ginie i łeb mnie tak boli, że szkoda gadać...jutro ide do lekarza po antybiotyk, inaczej to się chyba nie da...

poniedziałek, listopada 13, 2006

poniedziałek...

Niby się zaczyna nowy tydzień, ale jak dla mnie to stary się w sumie jeszcze nie skończył. Jutro pojadę na zajęcia, ale dalej nie czuję się najlpiej...mam dużo do zrobienia w najbliższym czasie więć chyba trzeba będzie sięgnąć po mocnijeszą chemię...aspiryna mi nie wystarczy.

We wtorek chyba kupię szkło, ta 50'ątka chodzi za mną już trochę, w temacie pojawiła się ostatnio blenda, drogą ewolucji też trzeba ją będzie zakupić...

wczoraj miałem kolejny raz sytuację o "lekkim zabarwieniu nieprzyjeności". Po zrobieniu zdjęć, podłączyłem do kompa aparat żeby je zgrać, i nagle trach - "bateria za słaba, naładuj najpierw baterie". A że mam jedną baterię, drugiej się jeszcze nie dorobiłem, no to godzinka czekania.
Mam nadzieję, że ten czytnik przyjdzie na dniach...ułatwi mi życie.

p.s

Ni z gruchy ni z pietruchy, zaczął rozmowę;
"
-- piorka...
dobry kawalek, nawet bardzo
-- ?
kawałek?
-- tak
-- kawałek?
czego?
bredzisz
-- no dobry kawalek
aphrodite
lubie go
-- Ty mow, ze o blogu gadasz!
"
Reasumując...czasem tkwię w przekonaniu, że jak coś myślę to treści chodzące w mojej głowie są oczywiste dla innych... :)




niedziela, listopada 12, 2006

to spisek!


odkryłem chyba jakiś spisek...dzisiaj po raz kolejny zostałem obudzony. A z racji, że Krzysztof K kandyduje na prezydenta miasta Białegostoku i on na moim miejscu pewnie pojechał by do Adama, nie pozostało mi nic innego, jak wstać i obudzić małego anarchiste.
Drzemie on we mnie od kiedy pamiętam a w czasie młodzieńczego buntu mojej osoby, nabrał siły w żagle. Po LO jakoś ucichło i nie smaruję już po wszystkim A w kółeczku, ale pozostało nieco w głowie.
No więc, choć jak pamietam się tak zdania nie zaczyna, nie idę głosować. Tak dokońca to nie mam w dupie kto będzie u nas siedział i wójtował ale chrzanie, do wtorku siedzę na 4_ _ _ _ w domu.

P.S
Kurcze, nie każdy ma takiego Adama do którego może pojachać jak coś się stanie...

sobota, listopada 11, 2006

bezsenność...

Dzisiaj miałem fantastyczny poranek, o 7.00 rano obudził mnie ruch w pokoju. To mój tata poczuł nieodpartą chęć, poserfowania po internecie. Kurna o 7.00 rano??
pytam się co robi? a on mówi, że musi sprawdzić od której są czynne sklepy...no tak, święto dzisiaj i pewnie nikt wczoraj nie kupił chleba....ehhhh
Z racji, że jak się obudzę nad ranem to już nie zasnę, poprzewracałem się jeszcze 15 minut i postanowiłem wstać. Zwracając uwagę na nogę, postawiłem najpierw prawą. Naturalna kolej rzeczy sprawiła, iż za pożądkiem i lewa dotknęła wspaniałej wykładziny podłogowej, koloru bliżej mi nie określonego (może jakiś konkurs zorganizuję na rozpozanie koloru mojej podłogi...).
Podreptałem w rutynie codzienności do kibelka, następnie do łazienki...potem coś trzeba było zjeść, więć zjadłem i zażyłem całą chemię.
Moją uwagę przykuł fantastyczny słoik z drobno posiekaną cebulą leżący na blacie pod oknem...hmmm...najgorsze mnie nie ominie...
Trzeba korzystać ze wspaniałego dnia...więc zdążyłem już odkurzyć i posprzątać pokój i zgrać zdjęcia z nocy...

P.S
kiedyś jak nie mogłem spać w nocy to wstawałem na playboya, a teraz kurcze robię zdjęcia...ale potem patrzę czy nie ma playboya ]:->

środa, listopada 08, 2006

do środy L4...






P.S
dobra zima będzie... :]
od dzisiejeszego dnia, ten pan poniżej będzie oznajmiał o imprezach na które się wybieram...taki jestem sprytny...

bum szakalaka





wtorek, listopada 07, 2006

sex machine...

P.S
sex machine

...kosmyk...

Patrzysz na mnie, rozmawiamy
Kręcisz palcem kosmyk włosów, Kobieto!
Świadoma prowokacja, czy bezwiedny odruch?
P.S
tak czy siak, wiadomo o co chodzi...

niedziela, listopada 05, 2006

wyliczanka

zrobiłem moją część referatu, London Lady została okradziona ze zdjęcia, zjadłem na kolacje zupę zrobioną w 2 minuty...mało klawy dzień


zupe w 2 minuty robi się tak;
- talerz na zupe jest bardzo ważnym elemetem tego dania, do niego integralną częścią w tej zabawie jest talerz drugo daniowy, tzw. "płaski"

- wsypuje się zupę chińską z makaronem (makaron wcześniej połamać)

- wsypuje się gorący kubek - rosół z kury

- wsypuje się mieszankę przypraw biwakowych, przechowywanych w pojemniku z negatywu

- wsypuje się łyżkę vegety

- wlewa się pół łyżeczki oleju

- skrapia się wszystko sosem sojowym ciemnym

- zalewamy wszystko wrzątkiem i przykrywamy talerzem na drugie danie, tzw. "płaskim"

- czekamy 2 minuty

- jemy modląc się, żeby nas jutro nie przesrało z rana bo mamy pociąg 7.15...

P.S

ta laska co ukradła zdjęcie pewnie jest pijakiem...

nad wszystkie ciasta...*


Taka fajna kroma chleba i ser plęśniowy...przysmak nad przysmaki. Szczególnie jak się ma kaca. Łagodzi drogi, wszelkie i wszelakie, przynosi ukojenie i równowagę w życiu. Zjedzony w nadmiernej ilości nigdy nie szkodzi. W połączeniu z czerwonym półwytrawnym winem sprawia, iż raczący się tym zestawem zapomina o diabelskim świecie...

P.S
a wczoraj rtg...a dzisiaj słabość...


*post miał się pojawić wczoraj, ale coś sie blogger zepsuł i nie dało się nic zrobić...

piątek, listopada 03, 2006

spacer w chmurach


trzy światy zagościły w moim jednym spacerowym...dodając jeszcze mojego mp3 to było ich razem trzy plus jeden...



w lesie dzisiaj pachniało budyniem...stałem i się sztachałem z 5 minut, w końcu zgadłem - waniliowy...




jednego lepiej, jednego gorzej...ale znałem każdego z nich...wszyscy z mojego rocznika...smutno się tam dzisiaj zrobiło...




P.S

ętlik...

pętlik...

mętlik...

czwartek, listopada 02, 2006

się porobiło...

kurcza...spadło, zamarzło...pewnie na zewnątrz jest zimno...lubimy zimę, tylko się trzeba zaaklimatyzować...

P.S
idę po kawę...jedna virtualna z rana mi nie wystarcza, choćby była najlepsza...